-
4348 -
3817 -
6231 -
3475
18397 plików
1410,13 GB
"Co byście pomyśleli o człowieku, który kupił sobie młotek, a potem codziennie tym narzędziem uderzał się w nogę albo inną część ciała? A co by można powiedzieć o kimś, kto wbija sobie gwoździe różnej długości w coraz to inne miejsca własnego ciała? Jak należałoby zareagować na postawę osoby, która często zjada trujące produkty? Przecież nie nazwalibyśmy tego normą! Takich ludzi trzeba leczyć! Tym szybciej, im bardziej oni sami przekonują nas, że to nic złego!". Takie słowa wypowiedział pewien młody człowiek do sporej grupy jego rówieśników zebranych na rekolekcjach dla studentów w pewnym ośrodku akademickim. To był wstęp do nieco zaskakujących rozważań, które miały każdego przybliżyć do Pana Boga. Spróbujmy i my pójść tą drogą, odważnie nazywając temat naszego zamyślenia słowem.
Samookaleczenia
Opowiemy dziś o szkodliwości grzechów, wybieranych świadomie i dobrowolnie, bo przecież takie jest określenie grzechu w katechizmie. Współpracowałem z młodymi ludźmi, którzy podjęli się prowadzenia wspomnianych na wstępie rekolekcji. Właściwie to oni prowadzili poszczególne konferencje, dając świadectwa i opowiadając o koleżankach i kolegach, czasem o rodzicach czy nawet dziadkach. Ja wcześniej wszystkiego wysłuchałem, a podczas samych rekolekcji siedziałem obok umacniając ich modlitwą, a także - gdy było trzeba - pełniąc sakramentalną posługę.
Prowadzący spotkania studenci nie chcieli nikogo straszyć, oni tylko zauważyli, że grzech to krzywda, którą człowiek sam sobie wyrządza!
Dostrzegli to we własnym życiu, słuchali innych, którzy doszli do podobnych wniosków i podjęli próbę odsłonięcia podstępów szatana. Bo najlepiej w królestwie diabła działa ministerstwo reklamy!!!
Zobaczmy, że w naszym życiu funkcjonują podobne mechanizmy, sposoby myślenia i podejmowania decyzji. Zobaczmy, że bardzo często diabeł wcale się nie musi namęczyć, abyśmy sami sobie zrobili krzywdę.
Będzie fajnie...
Rafał opowiadał o pewnym okresie w swoim życiu, kiedy to zaimponowały mu ciuszki niektórych kolegów, jakiś sprzęcik stawiany na półce czy noszony w kieszeni. Potem wystarczyło trochę złości na własnego ojca, że nie potrafił zarobić odpowiednio dużo, potem spotkanie z kilkoma chłopakami, którzy pokazali mu, że wcale nie trzeba być z domu bogatym, aby mieć ciekawe rzeczy. Tak zaczęły się kradzieże, najpierw od tych, którzy - jak Rafał sam siebie przekonywał - wcale nie potrzebowali tego, co im zabierał, albo mogli sobie spokojnie kupić następne rzeczy. Mijały tygodnie, czasem tylko gdzieś po sklepieniu głowy przemknął jakiś wyrzut sumienia, bo niektóre rzeczy trzeba było wyrwać z czyjejś ręki, czasem kogoś przewrócić... Nawet fajne było poczucie ryzyka, które często towarzyszyło poszczególnym akcjom. Co go zatrzymało? Co sprawiło, że nie poszedł tą drogą? Jemu samemu zdarzyło się coś podobnego. Okradziono jego mieszkanie i zobaczył, jak to boli. Sam ze zdziwieniem zauważył, że najwięcej bólu mu sprawiło nawet nie to, że coś zabrano z jego pokoju, ale to, że grzebano w jego rzeczach, a jeszcze bardziej, że ktoś w pośpiechu stłukł fotografię jego zmarłej mamy. To zdjęcie stało na jego biurku. Coraz rzadziej patrzył w jej oczy, a wtedy właśnie, gdy porządkował pokój po włamaniu, dłuższy czas zatrzymał spojrzenie na jej twarzy i - był tego pewien - zauważył jakiś ogromny smutek. Zobaczył dokąd idzie, a gdy kupił nową ramkę do fotografii mamy, powiedział trochę do niej, trochę do siebie, że woli mieć mniej, ale bez cudzego bólu.
Usłyszał wcześniej, że będzie fajnie, ale nie usłyszał jak długo. Teraz zrozumiał, że w pokusie nie było o tym mowy....
Do podobnego stwierdzenia doszła Gośka, chociaż nigdy nikomu nic nie ukradła. Kilka lat temu było jej bardzo źle, poniżył ją chłopak, dwie koleżanki, które wydawały się być przyjaciółkami, zdradziły jej tajemnice, które w zaufaniu im powierzyła. I w tym momencie wypatrzył ją dawny kumpel z podstawówki. Podzielił się tym, co "akurat miał przy sobie". Jakieś pastylki, jakieś dziwne papierosy. Rzeczywiście, dało chwilę zapomnienia. Ale tylko chwilę, więc trzeba było zrobić powtórkę. Gdy po mniej więcej sto dwudziestej powtórce któraś z koleżanek przywiozła jej z wyjazdu z rodzicami nową płytkę z koncertu ulubionego zespołu, Gośka zauważyła, że to wcale jej nie cieszy. Spojrzała w lustro i powiedziała sobie NIE BĘDĘ JUŻ TAK UCIEKAĆ PRZED SOBĄ!
Zobaczyła, że niemal niezauważalnie, a jednak bardzo szybko, staje się innym człowiekiem. Powiedziała sobie, że bez sensu są ucieczki przed cierpieniem, bardziej ludzko jest pogodzić się z bólem i wrócić do dawnych radości, niż szybko przestać cierpieć i stracić przy okazji inne ludzkie uczucia.
Piękno ciała ludzkiego
Radek opowiadał, jaki był dumny z tego, że rósł szybciej niż koledzy, już w wieku 14 lat miał 187 cm wzrostu. Oczywiście zadbał też o rozwój mięśni, nie mogło być inaczej, w jego rodzinie wszyscy dobrze pamiętali, że tata jeszcze nie tak dawno grał w reprezentacji, nie można było przynieść wstydu. Łatwo się domyśleć, że proces dojrzewania objął też sferę płci. Radek chyba jako pierwszy w klasie miał niski głos. Szybko też dał się złapać na wędkę duchowi nieczystości, ale często sobie powtarzał, że przecież krzywdy nikomu nie robi. Opamiętanie przyszło jak miał 16 lat, podczas wakacji, na obozie. Było wspaniale aż do pewnego wieczoru. Grał dość długo w ping ponga i wrócił do pokoju tuż przed ciszą. Wszedł i oniemiał. Koledzy zrobili sobie konkurs w zabawie własnymi narządami. Radek już nie pamięta, czy chodziło o to, kto więcej, czy kto szybciej. Pamięta, że wymiotował, na szczęście dość krótko. Będzie też pamiętać do końca życia, że ciało jest piękne i nie warto tego piękna w jakikolwiek sposób niszczyć. Teraz już ma narzeczoną i choć wspomina tamte przeżycia z perspektywy 8 lat, to już sobie razem myślą, jak będą swoje dzieci wychowywać do życia w czystości. A tak na marginesie, to wcale nie jest łatwe pytanie, jak zaplanować sobie rozmowy z własnymi dziećmi na temat dojrzewania i płciowości, aby one uniknęły tego, co jest niepięknym wykorzystaniem ciała.
Martyna zawsze chciała dobrze wyglądać. To chyba normalne, miała ładne ciało i jak tylko była okazja, potrafiła je nieco wyeksponować. Mama wprawdzie od czasu do czasu robiła jakieś uwagi, ale Martyna mając 15 lat była przekonana, że lepiej wie, co dla niej dobre. Niby to słuchała uwag, ale i tak robiła swoje. Opamiętanie przyszło znienacka. Kiedyś jej siostra, młodsza tylko o 14 miesięcy, wybierała się na jakieś spotkanie z koleżankami i kolegami. Martynę aż rzuciło: "Jak Ty się ubrałaś! Spodnie za nisko, koszulka za wysoko i jeszcze ten dekolt! Przecież wyglądasz, jakbyś chciała zarabiać na ulicy!". Siostra nie była dłużna: "Ty tak samo się ubrałaś przed tygodniem, jak szłaś na imprezkę! Mama ci wiele na ten temat mówiła, ale ty tylko sweterek zarzuciłaś. I tak było wiadomo, że go zdejmiesz!". Kłótnia była długa. Ale obie w końcu zaczęły myśleć, a było to już dwa lata temu i teraz nawzajem się pilnują, może lepiej powiedzieć: pomagają, aby z piękna nie zrobić wyuzdania.
I jeszcze mówił Szymek. Przyznał się, że w swoim czasie oglądał sporo pornografii. Koniec przyszedł przypadkiem, ale był końcem definitywnym. Patrzył właśnie na scenki jakiegoś filmiku i na jednej ze scen zobaczył własną siostrę! W jednym momencie minęło podniecenie, Szymkiem zatrzęsło: nawet trudno powiedzieć czy wstydem czy złością bardziej. Nie wiedział, czy wybiec z domu, czy pokazać rodzicom. Nie wiedział, czy w ogóle wychodzić na ulicę, przecież i któryś z kolegów mógł widzieć to samo! Z jednej strony chciał rozwalić ekran, z drugiej wpatrywać się, czy to na pewno ona. Jednak parzył i powoli, już trochę spokojniej, z coraz większą pewnością przekonywał się, że to jednak jedynie ktoś bardzo podobny. Po 15 minutach był już zupełnie pewien: to tylko jakaś dziewczyna łudząco do siostry podobna. Odetchnął, ale miał jedną pewność: nigdy więcej takich zdjęć i filmów! Chociaż wcześniej nie był specjalnie pobożny, to od tamtego popołudnia modli się za tych, co pozują do takich scen: zdał sobie sprawę, że dziewczyny mają swoich rodziców i rodzeństwo, chłopcy oczywiście też. Jest w 100% pewien, że nie dopuści, aby któreś z jego dzieci wpadło na podobny pomysł, ale też często powtarza kolegom, że jak patrzą na takie świństwa, to jakoś uczestniczą w czynnościach tamtych biednych ludzi. Siostra do dziś nie wie o jego przeżyciach, ale zawsze się dziwi, bo od pewnego czasu zaczął ją całować w rękę.
Macho
W tym temacie ku zaskoczeniu wszystkich zaczęła mówić Jola. Przecież przemoc, szpanowanie siłą zawsze w pierwszej chwili kojarzą się z chłopcami. Jola studiuje matematykę, więc mówiła bardzo zwięźle i przejrzyście. Opowiedziała o pierwszej klasie liceum, kiedy to wraz z koleżankami maltretowały jedną z koleżanek. Niby żadna jej nie dotknęła, nie użyto siły fizycznej, ale przecież słowa mogą zabijać! Jola wręcz powiedziała, że one po prostu wpędzały ją w tunel prowadzący do załamania i depresji. Bardzo się tego wstydzi, ale mówiła to z godnością, bo dzięki wychowawczyni udało się to przerwać. Po prostu ich polonistka uświadomiła im, że człowiek, który poniża i wykorzystuje innych, sam się poniża jeszcze bardziej, degraduje przede wszystkim własną godność!!!
A teraz ta właśnie koleżanka jest jej najlepszą przyjaciółką. Wszystko jej wybaczyła i była z nią na rekolekcjach. Rzeczywiście wstała atrakcyjna dziewczyna, przedstawiła się i ciepło, miło opowiadała o tej przyjaźni. Dodały wspólnie na koniec, że założyły - nieformalny na razie - komitet walki ze słowną przemocą. Działają póki co w swoim środowisku.
Do tego tematu dodał swoje słowa Marek. Jak wstał, już było widać, że jego uścisk może wymagać wizyty na ostrym dyżurze ortopedycznym i wielomiesięcznego chodzenia w gipsie. Też mówił niedługo. Nie wchodził w szczegóły dotyczące jego przeszłości, ale ze wzruszeniem opowiadał, jaką mu satysfakcję przynosi służenie chorym. Nosi ich bez trudu, a przecież tak się przy tym wspaniale czuje. Po maturze zaczął studiować rehabilitację i ma zamiar specjalizować się w masażu.
To tylko początek relacji z tego, co usłyszeliśmy podczas tamtych rekolekcji. Wśród słuchaczy nie było nikogo, kto by ziewał i często spoglądał na zegarek. Widać było, że każdy mniej czy bardziej to przeżywając robi rachunek sumienia, bo wielkim odkryciem jest stwierdzenie, że zawsze przez grzech krzywdzimy siebie. Niezależnie od tego, czy ktoś o tym wie, czy nie. A przez to cierpią inni, bo jak jest jedno zgniłe jabłko w skrzynce, to inne, zdrowe owoce są od razu potencjalnie zagrożone.
Ks. Z. Kapłański
Nie ma plików w tym folderze
-
0 -
0 -
0 -
0
0 plików
0 KB